niedziela, 30 marca 2008

Rzecz o zaufaniu

Nie wiedzieć czemu
ludzie zapomnieli
o zwyczajnym niezwyczajnym
uśmiechu,
o wzajemnej dobroci
za nic bez granic.

Nie wiedzieć czemu
ludzie pamiętają
krzywą minę,
wzrok nieprzychylny.
Podejrzewają
w każdej owcy wilka.
Widzą
przyszłość ciemną,
bo przeszłość zatruta.

Nie wiedzieć czemu
ja i mój dom będziemy ufać...
...

Pamiętam scenę z dzieciństwa, którą często opowiadał mi mój tata, kiedy ktoś go pytał jakim byłam dzieckiem. Mówił, że nie zapomni jak brałam udział w wyścigu. Miałam wtedy cztery lata i na głowę włożono mi woreczek wypełniony grochem. Wystartowałam równo z innymi dziećmi, po czym po kilku sekundach znalazłam się na przysłowiowym szarym końcu, gdyż nie byłam szybkim dzieckiem. Tata obawiał się, że zrezygnuję i zacznę płakać. Zamiast tego ujrzał swoją córkę pełną woli walki i zdeterminowaną by dobiec do mety, nawet jeśli miałaby zająć ostatnie miejsce. Wiele razy powtarzał mi później jak bardzo był ze mnie dumny, że się nie poddałam.
Chęć walki zawsze była we mnie. Może to jeden z darów, które otrzymałam. Lubię walczyć. Niestety moje silne strony są też jednocześnie moimi słabościami. Nie zawsze walczę o to, co dla mnie najlepsze. Spieram się z Bogiem o sposoby. Nie podobają mi się Jego metody. Więc walczę, żeby było tak, jak ja chcę.
My ludzie pragniemy ufać ale po swojemu. Zaufamy jeśli się okaże, że dostaniemy to, na czym nam zależy. Zaufamy jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli. Zaufamy jeśli będzie potem łatwo i przyjemnie. Nie chcemy prób. Nie lubimy trudności. Nie rozumiemy dlaczego Bóg pyta czy Mu zaufamy a potem dzieją się same przykre rzeczy. Przecież miało być tak pięknie.
Nie wiem jak czuje się ojciec, którego dzieci łapią go mocno za ręce w chwili gdy jest najtrudniej. Wiem, że prawdziwe zaufanie do Boga wyrażamy wtedy gdy wszystko jest nie tak jak być powinno a mimo to decydujemy się nie puszczać JEGO ręki. Myślę, że nic tak nie wzrusza Go najbardziej jak nasze oczy wpatrzone w Niego w chwili największej tragedii. Dlatego UFAJMY POMIMO.

piątek, 28 marca 2008

Sezony

Sezony. Zmieniają się w moim życiu niczym pory roku. Jest wiosna – czas budzenia się życia, ogromnych zmian, nowych początków, nowych sił, nowych radości. Jest lato – czas dojrzewania, obfitych żniw, pomnażania, czas intensywnej pracy. Jest też jesień – czas obfitego deszczu, czas gromadzenia, przygotowań, czas spowolnienia. I w końcu zima – czas zatrzymania, oczekiwania, postoju, planowania.
Każdy z nich wyjątkowy. Każdy potrzebny. W każdym z nich masz dla mnie ukryte błogosławieństwa. Tylko ja nie zawsze je odkrywam. Nie zawsze je biorę. Śpieszę się do następnego sezonu. Przyszłość mnie pociąga. Nowe i nieznane mnie woła. Zapominam dokąd doprowadziłeś mnie. Zdaję się nie pamiętać drogi, którą przeszłam by dzisiaj być w tym miejscu, w którym jestem. Nie pamiętam już jak bardzo pragnęłam być tutaj. Widzę tylko to, co dalej. W zimie pragnę lata. W czasie zbiorów chcę zasiewać. Siejąc chcę odpoczywać, czekając pragnę pracować...
W świecie, w którym wszyscy się śpieszą, mnie także dopada pośpiech. A Ciebie nie ma w mym pośpiechu. Ty czekasz, aż się zatrzymam. Przestanę gonić za oczekiwaniami swoimi i innych. Zacznę dziękować za dzisiaj, mimo zachwytu nad jutrem. Dziś, gdy głos twój usłyszę, nie zamknę serca swego. Zaakceptuję czas i miejsce. A Ty mi pokażesz niezliczone bogactwa, którymi chcesz mnie obdarzyć teraz. Ukryte skarby dostępne dla tych, którzy Ci ufają. Bo Ty z pewnością wiesz, co czynisz w mym życiu. Świadomy jesteś zamiarów, które powziąłeś co do mnie...

poniedziałek, 24 marca 2008

Nauczyłam się

Nauczyłam się, że nie warto zmagać się z rzeczami, na które i tak nikt prócz Pana Boga nie ma wpływu.

Nauczyłam się, że nasze ludzkie wyczucie czasu nie ma nic wspólnego z Bożym czasem. Dlatego warto czekać na Jego czas. Nauczyłam się, że kiedy rzeczy dzieją się w Bożym czasie On prawdziwie jest wywyższony.

Nauczyłam się, że Boża dobroć nie zależy od niczego, co nas spotyka. Ani nie potwierdza jej szczęście, które staje sie naszym udziałem, ani nie może zaprzeczyć jej tragedia, która jest częścią każdego życia.

Nauczyłam się, że moje sposoby i moje drogi nie są Jego sposobami ani drogami. Dlatego właśnie warto Go o wszystko pytać.

Nauczyłam się dziękować za trudne rzeczy i trudnych ludzi, których spotykam. Bo Bóg zawsze ich używa do tego bym stała się lepsza.

Nauczyłam się modlić i nie ustawać kiedy jest najtrudniej, bo widziałam wiele razy, że najciemniej przed świtem.

Nauczyłam się, że z Bogiem jestem w stanie przejść przez wiele więcej, nawet przez niemożliwe, bo On jest
Panem niemożliwego i lubi czynić wszystko możliwym.

Nauczyłam się, że diabeł zawsze będzie mówił przez innych ludzi rzeczy, które są niedorzeczne, więc nie warto przejmować się nimi.

Nauczyłam się, że albo powiem ludziom nie i Panu Bogu tak, albo ludziom tak a Panu Bogu nie. Wybór zawsze jest mój.

Nauczyłam się, że niektóre przyjaźnie są nam dane tylko na jeden sezon. Gdy Bóg zabiera jednych ludzi, to daje drugich na pocieszenie.

Nauczyłam się, że Bóg nie zawsze mówi ''dlaczego'' a pomimo to warto pójść za Jego głosem.

Nauczyłam się spodziewać dobrych rozwiązań lecz nie oczekiwać, że zanim nastąpią będzie łatwo i przyjemnie.

Nauczyłam się nie prosić Pana Boga o to, by zmienił okoliczności, ale by dał mi siłę i pokój by przez nie przejść.

Nauczyłam się, że moja modlitwa może potrząsnąć ziemią a jej brak może potrząsnąć mną.

Nauczyłam się zostawiać Bogu miejsce i czas, by wypowiedział ostatnie słowo...

Nauczyłam się i wciąż się uczę...

piątek, 21 marca 2008

Czekam

Ilekroć zaczynam czekać wiara i nadzieja zdają się być we mnie wielkie. Wzrastają z każdym dniem. Tak jakby twoja niewidzialna ręka włożyła do mego wnętrza nie tylko obietnicę ale także jakbyś obdarzył ją życiem. Życiem, dzięki któremu ona wzrasta i żyje we mnie.
***
Na początku wzrasta powoli, niezauważalnie dla moich ludzkich oczu, ale z czasem gdy robi się coraz większa zaczyna rozpierać moje serce, tarmosi je i kopie tak mocno, że trudno to znieść. Jest wtedy juz tak wielka, że prawie nie do zniesienia. Chcę zobaczyć ją na zewnątrz moimi własnymi oczyma. Pragnę jej z wszystkich rzeczy na świecie najbardziej. Nie ważne jaki będzie koszt do zapłacenia, nie ważne czy jej przyjście na ten świat będzie boleć, chcę objąć ją i obmyć łzami czystej radości z powodu tego, że jest...
***
Nie ma jej. Nie ma jej tu na świecie, lecz tam -w środku- żyje, pełnymi garściami czerpiąc ze mnie. Zachłystuje się życiem.
***
A potem przychodzi moment, kiedy czekanie robi się coraz bardziej nie do zniesienia. Wiąże się z bólem. Wiąże się z presją i napięciem. Muszę wtedy Cię prosić abyś nie pozwolił tej słodyczy, którą włożyłeś we mnie stać się gorzką pożywką dla czarnych macek zniechęcenia. Bo czekam już tak długo. Gdy zaczynam myśleć jak długo, tracę z oczu życie, które pulsuje we mnie i zaczynam widzieć tylko mgłę i szarość. Jeśli dłużej będę nad tym myśleć wiem, że mogę stracić zdolność odczuwania tego, co we mnie jest. Mogę przestać słyszeć jej delikatne bicie serca. Może się zdarzyć, iż właśnie wtedy łapy rozczarowania i smutku zaczną powoli wyciągać ją z mojego wnętrza. Nie wiem dlaczego czasem pozwalasz aby nadzieja spotkała się z brakiem nadziei we mnie. Nie wiem dlaczego czasem Ty czekasz patrząc jak ciemności ogarniają mnie. I wtedy gdy wydaje mi się, że nie ma we mnie już nic, czuję ponownie twoją dłoń dotykającą mego wnętrza. Nieśmiałe muśnięcia aby mnie nie spłoszyć. Bo wiesz dobrze, że ból i gorycz postawiły namiot w moim sercu dla strachu. Strach będzie walczył przeciwko ponownemu chwyceniu się nadziei. Więc robisz to powoli. Pomału otwierasz moje oczy na świat, którego nie widać gołym okiem. Prześwietlasz moje wnętrze pokazując mi na nowo to, co złożyłeś w moim sercu. Teraz nawet obraz jest wyraźniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. I jest tak blisko. Bliżej niż w chwili, gdy zaczęłam go tracić. Wkładasz powoli moją dłoń w swoją. Widzę ją. Widzę znowu twoją obietnicę. Przyglądam się jej. Znów zauważam jak rośnie. Znów zaczynam czekać.
***
Aż przyjdzie dzień, kiedy most będzie gotowy. Wtedy przebiegnę po nim.
***
Drogą, którą uczyniłeś kiedy czekałam. Wąska ścieżką pomiędzy obietnicą a jej spełnieniem.
Proszę, nie każ mi czekać zbyt długo...