niedziela, 26 grudnia 2010

Co może jedno "tak"

Abraham, Mojżesz, Jozue, Dawid...i wielu wielu innych a potem ona. Kobieta znikąd. Kobieta, o której nikt nie słyszał ani nie wiedział. Jedynie Bóg, bo On ją wybrał. Maria - matka Jezusa. W dniu, w którym przyszedł do niej anioł, by oznajmić jej wolę Pana Boga z pewnością się bała. Może nawet była przerażona. Jej Bóg, ten, któremu ufała, oznajmia jej, że uczyni ją brzemienną, zanim posiądzie męża. A więc wystawi ją na niebezpieczeństwo. Bo nie wiadomo jak zareaguje Józef dowiedziawszy się o sprawie. Być może ją wyrzuci. Być może ukamienuje. Z pewnością czeka ją hańba. Strach pomyśleć co jeszcze. A o tym co jeszcze Maria wtedy z pewnością myślała. Nie, nie wypowiedziała żadnej z tych myśli, zamiast tego zgodziła się z Bogiem - niech mi się stanie tak, jak mówisz - powiedziała.
Jeden człowiek posłuszny Bożemu słowu. Jedna kobieta, która zgodziła się z Bogiem. Jej zadanie - urodzić i odchować syna. Nie opuścić aż do śmierci. Wykonała. I dzięki temu, dzięki temu, że uwierzyła, że ona jedna wystarczy i jej posłuszeństwo, BÓG dokonał rzeczy, o których mówił od początku. Wypełnił swoje plany i zmienił trwale historię ludzkości.
Abraham, Mojżesz, Jozue, Dawid i wielu wielu innych. Każdy z nich uwierzył, że jego posłuszeństwo wystarczy. Że jego "tak"przemieni losy wielu. Niech moje i twoje "TAK" wypowiedziane dzisiaj Bogu przemieni historię tego narodu. Trwale i na zawsze.

sobota, 20 listopada 2010

O holizmach

Czasem rzeczy wymagają więcej stron maszynopisu. Ostatni post włożył zdaje się przysłowiowy kij w mrowisko. Gwoli wyjaśnienia i rozświetlenia tematu postanowiłam napisać o holizmach. Co to są holizmy? Co to jest alkoholizm? Co to jest pracoholizm? Otóż większość z nas chyba się zgodzi, że terminy te mają raczej nagatywne znaczenie. Jednak mimo tego, że pracoholizm jest czymś niedobrym, nikt nie twierdzi, że praca sama w sobie jest niedobra. Wręcz przeciwnie, praca może dawać nam wiele satysfakcji i przyjemności, jeśli wykonujemy ją w równowadze. Podobnie jest z wszelkimi innymi holizmami. Uzależnienie od alkoholu nie neguje samego alkoholu i nie oznacza, że spożywanie go w małych ilościach i z umiarem jest tak samo złe. Identycznie rzecz ma się z odpowiedzialnoholizmem. Ludzie uzależnieni od noszenia na sobie cudzej odpowiedzialności wcale nie pomagają ani ludziom dookoła ani sobie, gdyż odpowiedzialnoholizm - tak jak każdy inny holizm - zabija ich wewnętrzne siły i trzeźwe myślenie. To nie znaczy, że świadomi istnienia takiego zjawiska powinniśmy stać się obojętni na innych i nie próbować im pomagać, wręcz przeciwnie, wówczas możemy pomagać dużo bardziej skutecznie, gdyż z mądrością i opierając się nie na swoich umiejętnościach lecz na Panu Bogu. Niemniej czy rzeczywiście jesteśmy świadomi tego, że czasem dźwigamy na sobie odpowiedzialność, której nigdy nam Pan Bóg nie powierzył?
Przypomniałam sobie pewną rozmowę z bliską mi osobą jakiś czas temu. Rozmawiałyśmy krótko po tym jak pewien bliski obu nam człowiek odszedł do Pana. Odszedł po długiej walce z chorobą i po wielu dniach gorącej modlitwy o niego. Zapytała mnie: "To co, Asia, porażka, co?" . "Nie, nie widzę w tym żadnej porażki"- odparłam. "Dlaczego?"- zapytała ponownie. -"Bo Pan Bóg powiedział, abyśmy się modlili i to czyniliśmy do końca. Naszą odpowiedzialnością było się modlić, a nie uzdrowić." ...
O ileż łatwiej by się nam żyło, gdybyśmy widzieli wyraźne granice w swoim własnym życiu i w chwili gdy bierzemy za coś odpowiedzialność. I gdybyśmy nosili odpowiedzialność mądrze. Nie zabijając życia w sobie ani w innych. Lecz obdarzając życiem innych i siebie. Tego wam kochani z całego serca życzę!

sobota, 16 października 2010

A ja tam wolę wolność

Tak mnie wzięło na refleksję dzisiaj. Jacy my bywamy odpowiedzialni przez duże "O" czasami. W dobrej wierze i z najlepszych motywacji. Bo kochamy ludzi. Bo Pan Bóg powierzył nam zadania wielkiej wagi. Bo jesteśmy tymi, którzy z definicji mają mieć dobry i słuszny wpływ na innych. Więc się staramy. Więc się przejmujemy. Więc działamy. A potem przychodzi ktoś, kto ma problem, o kim święcie jesteśmy przekonani, że dobrze wiemy na co jest chory i co powinien zażyć, by wyzdrowieć. Tyle, że on okazuje się, jest na co innego chory. Albo nie jest tak szybki w przyjmowaniu naszych rad, albo istnieje pięćset innych powodów, o których nie wiemy i nawet nie chcemy wiedzieć. Najważniejsze żeby mu pomóc. Jeśli nie łagodnie to na siłę. Stosując środki zastraszania i przymusu. Brzmi drastycznie? A może znajomo? Tak tak, odpowiedzialność jest czasem przytłaczająca. Co zrobić, żeby tamten to zrobił. A co zrobić, żeby ten tego nie robił. A jak nic nie skutkuje to co dalej zrobić? Jak mieć wpływ na wszystko wokół? Bo tylko tak my odpowiedzialni ludzie czujemy się dowartościowani, kiedy innych zmieniamy...
Smutne ale prawdziwe. Czasem tacy jesteśmy. Chcemy mieć wpływ na rzeczy, na które wpływu żadnego nie mamy. Chcemy mieć wpływ na ludzi, na których tylko Pan BÓG może wpłynąć. I Pan Bóg specjalnie daje nam "trudnych ludzi". Żebyśmy wreszcie zobaczyli, że sami cierpimy na chorobę, bo jesteśmy odpowiedzialnocholikami. Ludźmi uzależnionymi od noszenia na swoich barach odpowiedzialności za życie innych ludzi. A takiej odpowiedzialności nigdy od Pana Boga nie dostaliśmy i nie dostaniemy. Nawet jak jesteśmy liderami. Nie wierzycie? Sami sprawdźcie w Biblii. Jedyne za co jesteśmy odpowiedzialni to nasze własne życie. Nasze własne decyzje. Nasza własna przemiana na lepsze. Więc ja tam wolę wolność. Wolność od noszenia cudzej odpowiedzialności, wolność do noszenia jedynie własnej. Co za lekkość.

sobota, 2 października 2010

Jedna rzecz

Miałam sen. A w nim, ktoś przychylny mi, siedział w wielkim, miękkim fotelu i mówił mi, że na świecie jest coraz trudniej, a ludzie wierzący niestety wpadają w panikę. Niektórzy robią rzeczy, których Pan Bóg w ogóle im nie powiedział. Inni mówią, że skoro jest trudno, to nie warto rodzić dzieci. Jeszcze inni wpadli na pomysł, że darują sobie robienie rzeczy, które normalnie by robili. Wszyscy oni z powodu paniki tracą trzeźwe myślenie. Ich myśli zapuszczają się w rejony, w których Pana Boga nie ma. A potem przyszedł ktoś inny w moim śnie i mówił spokojnym głosem co należy w tych czasach robić. Mówił tylko o jednej rzeczy i powtarzał ją stale. Jak płyta, która się zacięła, słyszałam tylko to jedno zdanie: słuchajcie Pana Boga i róbcie tylko to, co wam mówi. To wystarczy. On powie wam wszystko, co potrzebujecie wiedzieć...

Myślę sobie jakie to proste. Tylko, że my nie lubimy o tym w ten sposób myśleć. Zazwyczaj wydaje się nam to trudne, skomplikowane, czasem wręcz nieosiągalne. Tylko po co i dla jakiego zysku Pan Bóg miałby uczynić słyszenie Jego głosu tak trudnym i zagmatwanym?. Jaki ojciec życzyłby sobie aby jego dzieci miały pod górkę i nie słyszały go za dobrze? Albo który Tatuś chciałby aby część z jego dzieci nie słyszało go tak dobrze, jak inne dzieci? Myślę, że Pan Bóg stworzył uszy każdego człowieka idealnymi. Doskonałymi do odbierania Jego sygnałów. A więc mam wszystko co potrzebne mi w tych czasach, aby żyć na Jego chwałę. Pokój z wami, kochani.

piątek, 20 sierpnia 2010

Jestem, kim jestem

Tak sobie siedzę i myślę, ileż łatwiej nam jest w kościele gdy nie udajemy, nie staramy się być kimś kim nie jesteśmy, nie próbujemy udzielać poprawnych odpowiedzi,tylko jesteśmy jacy jesteśmy.
Pan Bóg wie, kim jestem. Wie też, kim nie jestem. Pan Bóg wie, co mi wychodzi. Wie też, w czym nawalam bez przerwy. Pan Bóg zna moją duszę na wylot. Zna wszystkie moje lęki i obawy. Wiem, że niektórzy z nas wyrzucili słowo lęk ze słownika chrześcijańskiego, bo ludziom bożym nie wolno się bać. Pan Bóg nienawidzi strachu, strach zabija wiarę, lęk najlepiej jak nie istnieje, a jeśli mimo tego co wiemy nadal istnieje, to najlepiej go zanegować. Wyprzeć. Za żadne skarby nie przyznawać się do lęku. Wiem co piszę, bo stosowałam. Zgodnie z zaleceniami. I co? Nie pomogło. Negowanie nie unicestwia.
Tak sobie siedzę i myślę, ileż normalniej i realniej jest gdy w kościele ludzie są ludźmi najpierw a dopiero potem chrześcijanami. Tacy nie muszą wdziewać peleryn, ani chować tego jacy są, bo wiedzą, że Bóg kocha to, co słabe. Są słabi. Są naturalni. Są sobą. Nie potrzebują równać do nikogo.
Myślę, że Ezechiel był takim człowiekiem. Bo gdyby nie był, to jaką odpowiedź udzieliłby Panu Bogu na pytanie: czy ożyją te kości? Może powiedziałby "tak, z pewnością ożyją". Albo może: "tak Panie, wierzę, że ożyją!". Nie, nie takiej odpowiedzi udzielił Ezechiel. On powiedział: "nie wiem Panie, ty wiesz"...
Siedzę sobie i myślę ile w swoim życiu udzielił "poprawnych" odpowiedzi, aby dojść do wniosku, że nie warto nic udawać ale warto mówić szczerze. I czy wiele go kosztowało by pośród tej doliny suchych kości, w ciemności i beznadziei powiedzieć Bogu, który wszystko może, w twarz: "nie wiem".
Czasem mocno identyfikuję się z Ezechielem. Staram się nie starać się udzielać "poprawnych" odpowiedzi. Nie udaję silnej. Jestem sobą. I mam odwagę powiedzieć, że się boję. Że trzęsę się jak galareta bo niebo się zmienia, widzę Jezusa chodzącego po wodzie i wiem, że czas abym wyszła z łodzi. Wiem, że zaraz mnie zawoła. Wiem, że czeka mnie przygoda. Ale boję się, jak nie wiem co. Czy wysiądę? Nie wiem. Panie Boże,ty wiesz. Walcz z moim lękiem. Wierzę, że ujrzę dobroć twoją Panie. Po raz kolejny.

Polecam się TWEJ modlitwie kochany ty, który to czytasz. Boję się!!!Boję się zmian,które przychodzą do mego życia. I dzielę się tym z tobą. Żebyś wiedział kim jestem. Słaba ASIA niesiona łaską TATUSIA.

wtorek, 30 marca 2010

Tam, gdzie nie ma nadziei

Tam, gdzie nie ma nadziei
Jesteś Ty
Tam, gdzie inni zrezygnowali
Jesteś Ty
Tam, gdzie nie ma już nic
Jesteś Ty
Bo nawet ścięte drzewo
może mieć nadzieję
gdy tylko wilgoć poczuje
zaczyna na nowo żyć.

( na podst.Hiob.14;7-9)

Ile jest takich rzeczy, o których myślimy, że nie ma dla nich nadziei. Ile jest takich sytuacji, w których czujemy się beznadziejnie. Ile jest spraw, co do których zaczęliśmy tracić nadzieję. O co nawet nie zaczynamy się modlić bo wydaje się, że już jest po wszystkim. Do pewnego momentu mieliśmy oczekiwania, mieliśmy wiarę i nadzieję. A teraz to już za późno. Tymczasem Bóg jest Bogiem, dla którego nigdy nie jest za późno. Dla Niego każda sprawa może mieć podwójne zakończenie. On daje szansę drzewu, które zostało ścięte. Wzbudza z martwych to, co umarło. Ożywia suche kości i sprawia że kwitną nawet badyle. Dla Niego wszystko jest możliwe. Nic nie jest w stanie stanąć mu na drodze i zniweczyć plany pełne kolejnych cudów.

środa, 27 stycznia 2010

Jestem chora z miłości
szukam Cię
Jestem chora z miłości
wołam Cię
Jestem chora z miłości
nie przestanę biec
Jestem chora z miłości
posil mnie

Wiem, że Ty w moim bólu
przytulasz mnie
Wiem, że Ty w mej niemocy
nawiedzasz mnie
Wiem, że nic nie dzieje się
bez wiedzy twej
Jesteś i wiesz.