sobota, 21 czerwca 2008

Szukajcie a znajdziecie

- Nie, nie pamiętam żebym coś zostawiła.
- Na pewno?
- Nie, nie jestem pewna.
- To może jednak wyrwać jej tą torbę i sprawdzić co jest w środku?
- Nie, nie rób tego, proszę.
- To co mam zrobić? A jak tam jest coś co potrzebujesz?
- Porozmawiaj z nią trochę. Jak nie będzie nic mówić to zadzwonię jeszcze raz, może mi powie.
- Dobrze.
Odłożył słuchawkę i spojrzał w kierunku małej.
- Kochanie, choć do mnie. Chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział i wyjął ciastka z kredensu.
- I tak nie pokażę!
- A kto mówi, że chcę coś widzieć.
- To o czym porozmawiamy?
- Może o kolacji?
- Chciałabym jogurt z płatkami i z dżemem.
- Świetny pomysł. Ty wyjmij jogurt z lodówki a ja już biorę płatki. Połóż sobie torbę na stole, żeby ci nie przeszkadzała.
- Nie mogę, mówiłam, że nie mogę. Muszę ją mieć przy sobie.
- Dobrze, już dobrze. Choć umyjemy rączki.
Wspięła się na palcach i zanurzyła prawą rękę w ciepłej wodzie płynącej z kranu. Lewą trzymała torbę.
- Jedna wystarczy? Bo drugą mam zajętą.
- Odłóż torbę na moment na bok, to będziesz mogła umyć obie.
- Nie mogę tego zrobić!
Zmarszczył brwi i popatrzył na torbę. Schowała ją za plecy, jakby bała się, że ją prześwietli wzrokiem.
- I co ja mam z tobą zrobić?
- Nie gniewaj się tatuś. Ty też byś tak zrobił. To jest teraz mój skarb. Skarbu się nie porzuca. Ani się nie zostawia. O skarb trzeba się troszczyć.
- Zamierzasz z nim spać?
- Tak, ale najpierw popływam z bąbelkami.
- Razem z torbą?
- Tak.
- To ja dzwonię do cioci.
Odszedł od stołu i podniósł słuchawkę. Patrzyła jak wykręca numer telefonu. Na chwilę przestała jeść jogurt. Wstała od stołu i dosypała sobie więcej płatków.
- Halo? To znowu ja.
- Rozmawiałeś z nią?
- Trochę.
- I co?
- Nic. Nie chce pokazać. Mówi, że to skarb. Jesteś pewna, że nic ci nie brakuje?
- Mówiłam, że nie wydaje mi się. Daj mi ją. Na chwilę.
Odsunął słuchawkę od ucha, spojrzał na córkę.
- Porozmawiasz z ciocią?
Zostawiła łyżeczkę z dżemem na stole koło płatków z jogurtem. Podbiegła do telefonu i chwyciła słuchawkę.
- Ciocia, ciocia to ty?
- Tak. To ja. Co słychać słoneczko?
- Zaopiekowałam się twoimi skarbami. Mam je przy sobie. Nie pokazałam nikomu.
- Pokażesz tatusiowi? To może być coś co potrzebuję. Trzeba będzie wysłać pocztą.
Chwilę wahała się, po czym otworzyła torbę i położyła przed ojcem. W pierwszym momencie nie wiedział co zrobić. Ukucnął i wyjął ze środka przedmioty. Dziewczynka stała nieruchomo przyglądając się temu co robił. Podrapał się po głowie.
- No proszę, co my tu mamy... - powiedział przerywając ciszę.
- Halo? Czy jest tam ktoś? Co się dzieje? - rozległo się w słuchawce.
- Natalia pokazała zawartość - powiedział przyciskając słuchawkę do ucha.
- I co ? Co ja takiego zostawiłam u was?
- Nie uwierzysz. Jedną z rzeczy, którą trzymam w ręku jest pusta butelka po toniku. Musiałaś wyrzucić ją do śmieci.
- Co jeszcze?
- Złamany klips do włosów.
- Coś jeszcze?
- Tak. Jest tu coś, co wygląda jak pogięta kartka papieru. Jest na niej napisane: ''wziąć paszport''. Poczekaj. Wiesz, właśnie wzięła z mojej ręki te rzeczy i poszła do swojego pokoju.
- Co zrobisz? Powiesz jej, że to są tylko śmieci?
...

Wiele lat temu pewien człowiek miał wizję. Widział małą dziewczynkę chodzącą po plaży, zbierającą muszelki i kamyczki. Była szczęśliwa z powodu tego, co znalazła. Dumnie zaciskała w rączce swoje zdobycze, dziękując Bogu za Jego hojność. Do czasu gdy przyszła wielka fala, a w niej był Pan. Bóg powiedział: „Cieszysz się tym, co masz, lecz daleko w głębinach morza mam dla ciebie ukryte prawdziwe skarby i tam właśnie chcę cię zabrać”.
Powyższy tekst dedykuję tym wszystkim, którzy odkryli jak niewielką drobinę trzymają w swoich rękach i którzy z tego powodu stali się głodni. Oraz tym, którzy dopiero to odkryją. Niech Bóg wzbudzi w nas głód prawdziwych rzeczy.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Rzecz o pojednaniu

Lubię w Tobie to, że Ty nic nie czynisz po płyciźnie. Jak kochasz to na całego, aż do utraty życia. Jak dajesz to wszystko, hojnie i bez wypominania. Jak budujesz coś, to jakość tego przewyższa ludzkie dzieła. Taki Jesteś. Taki już zawsze będziesz.
A my ludzie czasem czynimy rzeczy płytko. Bo jest łatwiej. Bo nikt nas nie nauczył inaczej. Kochamy tak długo, jak długo miłość nas nie zrani. Dajemy tyle, ile nam zbywa. Budujemy podążając drogami na skróty, byleby efekt był szybki. Tacy jesteśmy. Choć tacy być nie musimy.
Widziałam dwoje dzieci, które posprzeczały się o coś. Nie wiem o co. Wiem, że próbowały się pojednać. Jedno podeszło do drugiego, powiedziało tonem oschłym i zimnym „przepraszam”. To drugie spuściło wzrok, by nie patrzeć na winowajcę, zacisnęło piąstki. Zapadła cisza. Patrzyłam jak każde odchodzi w swoją stronę.
Wychowywanie dzieci jest czasochłonne. Zazwyczaj uczymy dzieci mówić „przepraszam” i mamy nadzieję, że to słowo wystarczy. A potem widzimy te same dzieci, które stają się dorosłe i nie wiedzą, jak czynić rzeczy w duchu pojednania. Nie znają tego, czym jest prawdziwe uniżenie. Nie wiedzą tego ludzie ze świata i nie wiedzą tego ludzie w kościele.
A Ty dałeś nam wzór do naśladowania. Możemy nauczyć się wiele z historii o synu, który zostawia swego ojca i idzie trwonić jego majątek. A potem po latach wraca, gdyż dociera do niego, że źle zrobił. Przychodzi w pokorze. Jego serce jest skruszone. Rozumie, że źle zrobił i jest gotów ponieść tego konsekwencje. Żałuje i swój żal ojcu pokazuje. Nie unosi się pychą przepraszając. Nie tłumaczy swojej winy. Nie znajduje usprawiedliwienia dla tego, co uczynił. Przeprasza i prosi o wybaczenie. Jest gotów zrezygnować z bycia synem i stać sie sługą tego, kogo skrzywdził. A ojciec? Ojciec nie ociąga się z pojednaniem. Sam wypatrywał syna latami, prawdopodobnie modlił się i mu błogosławił. Wybiega na drogę, by przywitać syna. Rezygnuje z własnej dumy i czyni krok w stronę tego, który go zranił. Ofiarowuje mu piękne, szczere powitanie. Zalewa swoją miłością. Nie czyni wyrzutów, nie wspomina przeszłości, nie kara go swym wzrokiem. Nie prosi o to, by syn przez kolejne lata odbudowywał jego zaufanie. Zamiast tego przywraca mu synostwo, nagradza przywilejami. Ucztuje i cieszy się z nim. Bo zwrócone mu zostało, to co niegdyś utracił.
Jak cudownie by było, gdybyśmy tak się jednali. Gdybyśmy zawsze byli gotowi dać sobie kolejną i kolejną szansę. Gdybyśmy tak głęboko i z pokorą budowali. I czyż nie do tego właśnie Ty nas powołałeś?