poniedziałek, 10 listopada 2008

Radość z jednej łyżeczki

Rozbraja mnie patrzenie na małe dzieci. One są takie spontaniczne i radosne. Cieszą się małymi rzeczami tak jakby wcale nie były to małe rzeczy, lecz wielkie. Tak jakby życie składało się z miliardów małych rzeczy, które są po to, by cieszyć. My dorośli często gubimy tę umiejętność, bo świat wciąga nas w gonitwę za tym, co wielkie. Te wielkie nie oznaczają wcale złych. Mogą to być dobre rzeczy. Mogą to być rzeczy, do których Bóg nas powołał, tylko nie na teraz, lecz na później. Niemniej nawet dobre cele i wizje mogą nas zaślepić jeśli przestaniemy cieszyć się małymi cudami chwili obecnej. Co więcej, jeśli stracimy radość z czynienia małych rzeczy damy się ograbić diabłu z radości czynienia rzeczy wielkich. Bo wielkie nie będą nas cieszyć, jeśli małych nie świętowaliśmy.
Mój synek uczy mnie prawdziwej radości z małych rzeczy. Uczy mnie zauważać takie momenty, które warto zapamiętać i być za nie wdzięcznym. Uczy mnie czekać i cieszyć się, bo czekanie to podobno taki czas, kiedy możemy cieszyć się z tego, czego jeszcze nie ma.
Właśnie jesteśmy na etapie nauki jedzenia. Chodzi o to, by Natan nauczył się jeść inne rzeczy niż pierś mamusi w takich ilościach, by to zaspokajało jego potrzeby. Do tej pory nie osiągnęliśmy celu naszej nauki, gdyż Natanek ma swoje mocne preferencje. Pierś traktuje jako swój główny posiłek, a wszystko inne to dodatki. Uczę się cierpliwości i wytrwałości, bo jak się widzi po raz kolejny brokuły wszędzie tylko nie w buzi mojego syna, to łatwo się zniechęcić i zarzucić proces uczenia. Jednak dwa dni temu nastąpił przełom. Nabrałam na łyżeczkę krupniczek, włożyłam do buzi Natana i czekałam aż wypluje. Jednakże mój synek połknął krupniczek. „Aha – myślę sobie – a co zrobisz z kolejną?”. Nabrałam drugą łyżeczkę, podsunęłam mu pod buzie, a Natan nagle zrobił te swoje wielkie niebieskie oczy jeszcze większe, rozdziawił buzie w uśmiechu i zaczął sobie bić brawo, bo przecież połknął jedną pełną łyżeczkę zupy. Cofnęłam łyżkę z zupą i zdałam sobie sprawę z tego, że moje dziecko właśnie uczy mnie cieszyć się tą jedną zjedzoną przez niego łyżeczką zupy, i to cieszyć się w pełni, tak jakby zjadł cały talerz co najmniej. Zdecydowałam, że będę się cieszyć i będę razem z nim świętować. Podziękowałam Bogu za to, że zjadł jedną. Nabrałam kolejną. Znowu połknął i znów bił sobie brawo. Potem trzecią i dziesiątą i po każdej biłam brawo razem z nim, ciesząc się jak dziecko. Aż zjedliśmy większość zupki.
Myślę sobie dzisiaj o tym, że chcę pamiętać te wszystkie małe rzeczy, za które jestem Bogu wdzięczna. Każde ludzkie życie, do którego przemiany Bóg używa dzisiaj mnie i mojego męża. Każdą chwile, podczas której Bóg woła we mnie. Każdą pieśń, która dzięki Jego łasce rodzi się w mym sercu. Każdą prawdziwą relację, którą Bóg mi daje na teraz i na później. Każdy najmniejszy gest, który daję Natankowi składając w jego sercu depozyt. Każde spotkanie w naszym domu z tymi, z którymi Bóg nas połączył. Chcę cieszyć się nimi i świętować z ich powodu. Każda z tych rzeczy ma wielką przyszłość. A ja dziękuję ci Ojcze za to, że dziś nauczyłeś mnie patrzeć na nie tak, jak niebo na nie patrzy. Z radością.