środa, 2 grudnia 2009

Ukryte skarby


Ja Pan, dam ci schowane w mroku skarby i ukryte kosztowności, abyś poznał, że Ja jestem.
(Iz 45,3)

Są skarby ukryte w mroku.
Schowane w najciemniejszym miejscu.
Może w dolinie łez.
Może w dolinie niezrozumienia.
W największym zmaganiu.
W naszej bezsile i braku jakiejkolwiek odpowiedzi z nieba.
Tam, gdzie strach czai się za blisko.
Lecz ufność mimo wszystko ma wielką zapłatę.
Tam są kosztowności, których nie znajdę nigdzie indziej.
Tylko tam, gdzie ból jest największy.

Nie położyłeś pereł na skale, aby wszyscy je widzieli z daleka.
Ukryłeś je, bo Ty wszystko co cenne - chowasz.
Nie po to, by nie można ich było znaleźć.
Nie po to, by się ze mną droczyć.
Schowałeś je tak, jak ojciec który chowa coś przed synem, po to, by syn mógł to znaleźć.
Bo liczyłeś na to, że będziemy Cię szukać.
Miałeś nadzieję, że będziemy biec do Ciebie mimo bólu, którego doświadczymy.
I nadal żyjesz tą nadzieją.
Czekasz na swoje dzieci.
Bo pragniesz wręczyć im najcenniejsze dary.
A wśród nich dar głębi z Tobą.

piątek, 10 lipca 2009

Rzeczy cenne i cenniejsze

Siedzę ostatnio dużo w piaskownicy. Bo mój synek, jak większość dzieci, kocha bawić się w piasku. Wczoraj towarzyszyły nam dwie dziewczynki w wieku cztery i dwa latka. Nakładam Natankowi piasek do foremki i kątem oka widzę jak starsza dziewczynka sięga rączką po nasze wiaderko, które jest duże, większe od tego, które ma ona i jej siostra. "Mogę pożyczyć?" – pyta, a my z Natanem nie mamy nic przeciwko, więc mój synek podaje jej wiaderko. Dalej robimy babki a dziewczynka nasypuje piasek do wiaderka, które pożyczyła, a po chwili rozpoczyna dialog ze swoją siostrą. Brzmi on mniej więcej tak:

- Ja mam wiaderko i ty masz wiaderko

- Tak, to prawda

- Ja sypie piasek i ty sypiesz piasek

- Acha...?

- Ja robię babe i ty robisz babe... tyle, że... ja mam większe wiaderko, więc moja baba jest większa.

Odwracam się do dziewczynki w tym momencie, bo nie wytrzymuję napięcia i obawiam się kierunku, w którym idzie ten wywód, więc zadaję z uśmiechem pytanie: A czy jeśli ta baba jest większa, to znaczy, że jest lepsza?

Ciekawe, że my ludzie dorośli często też myślimy tak jak dzieci. Wydaje się nam, że są rzeczy wielkie, które możemy uczynić oraz rzeczy od nich większe, a przez to bardziej cenne. Sami sporządzamy w naszych sercach hierarchię, a potem dążymy do uczynienia w naszym życiu rzeczy największych. Dlatego łatwo poddajemy się myśleniu, które narzuca nam podział na rzeczy ważne i ważniejsze. Oczywiście wcale się do tego nie przyznajemy, zaprzeczamy przy każdej okazji, ale to nasze wybory i decyzje zdają się najbardziej potwierdzać lub zaprzeczać tą prawdę. Na przykład wolelibyśmy być uznanym prawnikiem niż panią w sklepie spożywczym, o której nikt nic nie wie. Wolelibyśmy być prezesem firmy niż jej odźwiernym. Chcielibyśmy, jeśli głosimy, aby tysiąc ludzi pojednało się z Bogiem a nie jeden. Dążymy do tego, aby nasza służba była znana przez wszystkich dookoła, bo to, co widać jest większe od tego, co w ukryciu. Oczywiście pragnienie wielkości jest wpisane przez Boga w nasze serce. Ale to nie ono jest tu problemem. Problemem jest nasze myślenie, które uznaje pewne rzeczy za nieważne, mimo tego, że z perspektywy Bożej często to właśnie one są najcenniejsze. Pan Bóg nie myśli tak jak my myślimy. Dla Niego rzeczy są ważne wcale nie z powodu ich wielkości. On uznaje jakąś rzecz za cenną tylko dlatego, że została wykonana przez kogoś kto jest cenny. A my jesteśmy dla Niego cenni. Więc wszystko, co czynimy, bez względu na to jak małe nam się to wydaje, jest dla Tatusia cenne. Cóż za pociecha i zachęta zarazem!

środa, 8 kwietnia 2009

O kontroli

Kontrola to złudzenie,
ciemna ścieżka do nikąd,
myśli, biegnące tam, gdzie chce nasze ego,
wola, zacięta w tym, co moje,
emocje rozwrzeszczane.

A brak jej to wolność,
akceptacja z radością,
ufność Komuś, kto większy,
nie patrzenie na okoliczności.

Brak kontroli to życie
płynące w pokoju.
To wybór świadomy,
kiedy dzień nowy się budzi
i gdy sztorm rozbija statek.
By tak samo mocno
kochać, mieć nadzieję, wierzyć.
I by dalej biec w stronę
domu Ojca.

Myślę od jakiegoś czasu o kontroli. Wydaje mi się, że my ludzie, czasem mamy złudne myśli na jej temat. Bo chcemy mieć wpływ na wszystko. Ale prawda jest taka, ze bez względu na to, jak bardzo będziemy się starać, bez względu na to, ile wysiłku w to włożymy, to i tak na pewne rzeczy nie uda nam się wpłynąć. Nie uda nam się uniknąć trudnych sytuacji. Nie wpłyniemy na to, jak ludzie nas potraktują. Nie wpłyniemy na zewnętrzne okoliczności, tak długo jak długo Bóg nie objawi nam swojej woli i nie wciągnie nas w walkę o to.
Kontrola to czarna ścieżka. Daje chwilowe poczucie spełnienia, ale zaraz potem naraża nas na szarpaninę emocji i brak pokoju. Wydaje się nam że mamy nad czymś kontrolę, a zaraz potem odkrywamy, że tak wcale nie jest i wpadamy w panikę. Chcemy odzyskać to, co utracilimy, zamiast uznać, ze nigdy tego nie mieliśmy.
Zupełnie inaczej jest, kiedy od początku godzimy się na to, żeby jej nie mieć. Gdy dociera do nas, że nie do tego Bóg nas powołał. Wtedy godzimy się na to, by przyszły do naszego życia rzeczy niespodziewane i nieoczekiwane. Zarówno te trudne, negatywne jak i pozytywne. Wtedy przekonujemy się, że nie kontrola lecz samokontrola ma wielką zapłatę. Moja postawa wobec tego, co przyjdzie. Mój pokój w czasie burzy, moja radość w czasie smutku, moja nadzieja w beznadziei. Na to przede wszystkim mamy mieć wpływ. O to jedynie warto walczyć. O nastawienie wobec sztormu. Nie mogę kontrolować mojego życia, bo nie mam władzy nad nim. Ktoś inny mi je dał i ktoś inny mi je odbiera. Ja mam władzę za to nad moimi myślami. Nad moim językiem. Nad moimi emocjami. Nad moją odpowiedzią na to, co ujrzę jutro.

piątek, 13 lutego 2009

Bez tytułu

Wybrałeś mnie
i mą milość ku Tobie
ponad to wszystko,
co dla Ciebie robię

Wybrałeś mnie
i mą miłość ku Tobie
ponad owoc mego życia
ponad mą służbę

I dlatego wołam:
zakochałam się w Tobie!
I dlatego wołam:
kocham Cię!

Choć ma miłość jest słaba
choć jest niedojrzała
dla Ciebie jest piękna
ona skarbem jest

Nawet w mej słabości
pożądasz mej miłości
nazywasz ją cudną
nie odrzucasz jej

I dlatego wołam:
zakochałam się w Tobie!
I dlatego wołam:
kocham cię!

*

Serce Pana Boga jest wspaniałe. Myślę, że żadnymi słowami ludzkimi nie da się wyrazić jego piękna. Można za to przyglądać się mu jak wschodom i zachodom słońca, wpadać w zachwyt z powodu różnorodności barw i kolorów i codzień widzieć inny jego kawałek. Mam modlitwę w sercu, którą zanoszę często do Boga. To wołanie o to, by pokazał mi jakie jest Jego serce. Chcę je znać i chcę zachwycać się nim każdego dnia. Bo bez
Pana Boga nie jestem w stanie zobaczyć Jego serca. Ani go zrozumieć. Ani doświadczyć. Jednak On słyszy nas gdy wołamy. Wychodzi nam naprzeciw. I wtedy myślimy, że to nasza tęsknota przywiodła Go do nas. Okazuje się jednak, że On zatęsknił wcześniej...

Od jakiegoś czasu przeżywam mocno to, co Pan Bóg mi pokazał o swoim sercu. Widzę Jego serce głodne mojej miłości. Serce, które tęskni za drugim sercem, które będzie pełne miłości dla Niego. Serce, które pożąda mojej miłości i jej najbardziej. Ważne jest to, co dla Niego robię. On widzi każdą rzecz, którą Mu dałam. Ale jednego Pan Bóg będzie pragnął zawsze najbardziej. Mego serca. Całego i niepodzielonego. Nieważne jest dla Niego na jakim etapie jestem w kochaniu Go. Bóg wie, że jestem w drodze. On wie, że moja miłość jest słaba. Widzi, że jest niedojrzała. Ale to mu w ogóle nie przeszkadza. On nie powołał mnie do tego, bym dzisiaj złożyła przed Nim dar z doskonałej mojej miłości. Dojrzałej i mocnej. Zamiast tego zaprosił mnie do tego, bym nie bała się dawać Mu mojej słabej miłości. Bym nie wstydziła się przychodząc złamana i niedojrzała. Bym nie kryła mojej niedoskonałej miłości przed Nim. Bo Jego myśli o mojej słabej miłości różnią się od moich. Bóg uwielbia przyjmować miłość, płynącą ze szczerego serca. Dla Niego nawet moja słaba miłość jest cenna. Jest piękna.