Pewien człowiek otrzymał od Boga zadanie. Bóg powiedział mu, aby pchał ścianę. Ów człowiek zabrał się z zapałem do pracy. Pchał miesiąc. Pchał drugi miesiąc. W trzecim miesiącu usiadł sfrustrowany i powiedział do Boga: „Oto powiedziałeś mi, że mam pchać tę ścianę. Pcham ją już trzy miesiące, a ona ani drgnie. Kiedy wreszcie ją przesunę?” Na to pytanie Bóg uśmiechnął się do człowieka i rzekł: „Mój drogi, ty nic nie zrozumiałeś, powiedziałem ci, abyś pchał tą ścianę, ale nic nie wspominałem o tym, że masz ją przesunąć”.
Ciekawe kiedy ja się nauczę, że Boże zwycięstwa wyglądają trochę inaczej niż moje. Kiedy pojmę, że często gdy Bóg mnie o coś prosi, to nie ma wcale na myśli tego czy owego celu, ale ma na myśli cele o wiele wyższe i wspanialsze niż jestem w stanie sobie wyobrazić. Kiedy dotrze do mnie, że to, co z mojej perspektywy często wydaje się niczym, dla Boga ma wielką wartość.
Myślę sobie dziś o wszystkich tych momentach, gdy wydawało mi się, że poniosłam porażkę. Szczególnie wspominam rok 2005, bo wtedy właśnie dostałam od Pana zachętę w postaci obrazu, który pojawił się w mych myślach. Widziałam monetę. A każda moneta ma stronę z orłem i z reszką. Lecz ta moneta, którą widziałam w myślach, którą wierzę Bóg wówczas mi pokazywał i dawał, była wyjątkowa. Po jednej stronie miała napis „porażka”, a po drugiej „zwycięstwo”. Bóg obracał w moich myślach tą monetą. I mówił do mnie, że ja mam tendencje do tego, by uważać za porażkę to, co On nazywa zwycięstwem. Od tamtej pory próbuję pamiętać o tym, że Boże drogi nie są moimi drogami. Że muszę szukać Go by rozumieć Jego działanie w moim życiu i by uczyć się wciąż od Niego. Odkryłam jakiś czas temu co najbardziej mi przeszkadza w tej nauce. Wydaje mi się, że jest to patrzenie na okoliczności. Chcielibyśmy być wolni od tego. Ale często nie jesteśmy.
Więc gdy okoliczności robią się nieciekawe nam się wydaje, że to, do czego Bóg nas powołuje i czego pragnie dla nas, to, byśmy w modlitwie wpłynęli na te okoliczności. Nie mówię, że czasem rzeczywiście Bóg nas do tego nie powołuje. W końcu kto, jeśli nie dzieci Boże mają autorytet by zmieniać świat. Lecz jeśli mamy problem w zbytnim koncentrowaniu się na górach, które przed nami wyrastają, to w większości przypadków to, czego będzie pragnąć nasza dusza, to jak najszybciej usunąć tą górę z przed naszych oczu. W takiej wizji będziemy upatrywać nasze zwycięstwo. I o to będziemy się modlić. I tak jak człowiek z opowieści przytoczonej przeze mnie będziemy zawiedzeni, jeśli góra pierwszego dnia nie zniknie. Niektórzy z nas być może nawet znajdą przyjemność w biczowaniu siebie z powodu zbyt małej wiary, tymczasem Bogu wcale nie o zniknięcie tej góry może chodzić. Może więc warto czasem zmienić nasze modlitwy? Może warto modlić się o siłę, by na tą górę się wdrapać? A może Bóg ma inne pomysły? Dobry Panie, pomóż nam patrzeć na okoliczności Twoimi oczami. I pomóż nam dostrzec jakich zwycięstw dla nas pragniesz, byśmy mogli cieszyć się wraz z Tobą osiągając je. Bo TY cieszysz się naszymi zwycięstwami.
sobota, 13 grudnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz